Chałupy, kemping 4 i pół

Chałupy, kemping 4 i pół2Ewinga z Trójmiasta

Do domu i do firmy mamy blisko, więc możemy sobie pozwolić, żeby być tutaj długo. Ja mieszkam tu z dziećmi właściwie od maja do października, mąż do nas dojeżdża. To nasz czwarty sezon tutaj. To niezły sposób na długie wakacje i sensowny finansowo. Myślę, że nasze dzieciaki mają fajne wakacje – takie, jakie my chcieliśmy mieć będąc dziećmi… Ale nasi rodzice dużo pracowali, więc siedzieliśmy w mieście.

Mamy dużą potrzebę przebywania na łonie natury. Czekamy pół roku, żeby drugie pół być tutaj. W maju jest jeszcze zimno, ale mamy tu ogrzewanie. Surfujemy, pływamy na kajtach, jeździmy na rowerach po półwyspie. Mamy do wyboru plażę nad zatoką i plażę nad morzem.

Mamy plany związane z podróżowaniem, ale póki dzieci są małe, to to jest najfajniejsza opcja. Jak podrosną, zaczniemy się trochę ruszać po Europie.

Zawodowo prowadzimy razem z mężem przedszkole Montesori w Sopocie.

Chałupy kemping 4 i pół6

 

Chałupy, kemping Polaris

Chałupy, kemping

Ewa i Maciej, z Krakowa

Przyjeżdżamy tu co roku od 15 lat. Nie wyobrażamy sobie innych wakacji. To jest niesamowite, że nam się nie znudziło to miejsce; musiało nas jakoś zaczarować…Pływaliśmy na żaglówkach zagranicą, zwiedziliśmy od strony morskiej Grecję i Chorwację, ale pływanie w tych za ciepłych morzach to nie to samo, co nasz zimny kochany Bałtyk.

Jesteśmy tu od połowy czerwca do połowy sierpnia. Było zaledwie kilka deszczowych dni. Pogoda tu na Helu jest bardzo zmienna: z potwornego deszczu rano może się zrobić popołudniu cudna pogoda. To jest tak wąski cypelek, że wiatry zmieniają pogodę, która nijak się ma do prognoz.

W czerwcu jest jeszcze chłodno. W ubiegłym roku temperatura w nocy spadała do 5-6 stopni! Ale jesteśmy na to przygotowani: zaopatrzeni w ciepłe skarpety, kurtki puchowe, ciepłe piżamy i kołdry. Nam to nie przeszkadza. Ja się kąpię nawet w 9 stopniach. Ale to trzeba lubić, dla wielu naszych przyjaciół jest tu za zimno.

Najcudowniej jest właśnie wtedy, w połowie czerwca. Nie ma tu jeszcze prawie nikogo, praktycznie cały kemping mamy dla siebie. Okoliczni mieszkańcy maja jeszcze czas na rozmowę, nie ma tej anonimowości. Kiedy dzwonię do sklepu rybnego i pytam, czy jest świeży śledź, słyszę: jest, panie Maćku, już dla pana odkładamy. Gdy przychodzi sezon, jest już inaczej.

Jakie są plusy takiego spędzania wakacji? Jest ich dużo:

– jesteśmy praktycznie cały dzień na świeżym powietrzu,

– poznajemy wciąż nowych ludzi,

– jest też powód finansowy.

Policzmy finanse: płacimy 33 zł dziennie za przyczepę, a jako wierni klienci mamy dodatkowo rabat. Jemy ryby, przede wszystkim świeże śledzie, najlepsza ryba świata, 7-9 zł za kilogram. Smażymy je, lub jemy je na zimno z chrzanem, lub z octem. Opowieści o tym, że jest drogo nad polskim morzem można między bajki włożyć. Prowadzimy rachunki domowe i stwierdziliśmy, że wydajemy tutaj praktycznie tyle samo, ile na co dzień w Krakowie. Jeśli chcemy być na wakacjach tak długo, aż dwa miesiące, nie moglibyśmy sobie pozwolić na inną formę wypoczynku.

Inne kempingi na Helu wyglądają już zupełnie inaczej. Ten jest jedyny, gdzie można się rozbić byle gdzie, tam, gdzie jest miejsce. Warunki sanitarne pozostawiają bardzo wiele do życzenia. Co prawda powstały ostatnio jakieś imponujące marmurowe łazienki, ale toalety wciąż nie mają drzwi, tylko zasłonki. Na innych bardziej cywilizowanych kempingach są różnego rodzaju imprezy. U nas jest spokojnie. Tu przyjeżdżają pasjonaci surfingu albo kite’a i godzą się na tego typu warunki.

My jesteśmy deskarze, ale przyjeżdżamy tu nie tylko, żeby pływać. Mamy też rowery, dużo jeździmy. Dzisiaj odkryliśmy uroczą kawiarenkę w Jastarni. Odstawiamy samochód. Samochód stoi przez dwa miesiące u tego gospodarza, u którego przez resztę roku stoi nasza przyczepa.

Czasem dojeżdżają do nas znajomi, ale my w zasadzie bardzo lubimy być sami. Niedługo zostaniemy dziadkami i trochę się tego obawiam, tym bardziej, że dziecię pojawi się piętro niżej. Nasi przyjaciele, którzy mają wnuki poświęcają im każda wolną chwilę… Oj, chyba jestem egoistką. Ale bardzo sobie cenię nasze wspólne pasje. Chodzimy do teatru, filharmonii. Ja uczę gry na fortepianie, mąż ma wolny zawód.

 

 

Jastarnia, kwatera prywatna

Jastarnia

Jastarnia

Dariusz z rodziną z Siedlec

Jesteśmy tu już piąty raz. Generalnie nam się tu podoba. Jastarnia jest rodzinna, przytulna, nie to co Łeba – taki tłum, że trudno przejść. Lubimy morze, słońce, piach. Poza tym chłopaki mają kłopoty z gardłem, więc chcemy, żeby jak najdłużej zdrowe powietrze wdychali. Zagranicą jeszcze nie byliśmy. Z dzieciakami wolimy w Polsce; tutaj tylko 6 godzin jedziemy.

Jesteśmy tu 10 dni. Długo, zwykle bywaliśmy 6 -7 dni, bo nie miałem więcej urlopu. Rano idziemy na plażę, potem wracamy, dzieciaki śpią, potem obiad, po obiedzie spacer, kończymy dzień o 20. Wynajmujemy kwaterę prywatną, lubimy mieć swój własny kąt. Za nocleg zapłacimy 2000; za jedzenie na mieście drugie tyle. Drogo. Plus koszty paliwa, plus te wszystkie atrakcje dla dzieci, bilety wstępu na karuzelę, lody, gofry, samochodziki, rejs statkiem – wyjdzie około 5-6 tysięcy. Kupę kasy się wydaje nad morzem.

Wakacje to jedyny czas w roku, kiedy możemy odpocząć. Pracujemy bardzo intensywnie. Dojeżdżamy do pracy do Warszawy 100 km, półtorej godziny w jedną stronę. Ja się zajmuję spedycją, żona pracuje w biurze. Dzieci są w żłobku i w przedszkolu. Kiedy wracam wieczorem do domu, właśnie idą spać.

 

Dzwirzyno, kwatera prywatna

Dźwirzyno

Artur i Monika z lubuskiego, z Jasienia, powiat żarski

Monika: mi najbardziej do naładowania baterii potrzebny jest odpoczynek. Położyć się na piasku, nie myśleć, zapomnieć. I tylko to.

Artur: tak sobie planujemy urlop, żeby także coś zwiedzić. A nie tylko plażowanie i kąpiel słoneczna. Trochę się różnimy z żoną, bo żonę ciągnie nad morze, a mnie w góry. Ale jakoś kompromisowo sobie radzimy.

To miejsce wybraliśmy z polecenia sąsiadów. Bardzo fajnie tutaj jest. Wszędzie blisko: knajpki, parking – to bardzo ważne, żeby samochód blisko postawić. I fajnych sąsiadów mamy, już w pierwszym dniu nawiązaliśmy nową znajomość.

Jeździmy nad polskie morze lub na wycieczki zagraniczne. Nasz Bałtyk jest specyficzny. Plaże mamy ładne w porównaniu do innych, może bardziej słonecznych miejsc w Europie, ale strasznie zimna woda!

Artur prowadzi własną działalność – instalacje elektryczne, Monika pracuje w fabryce obuwia.

 

 

Kołobrzeg2

Dzwirzyno, hotel Senator

Lidia i Maciej z Poznania

Maciej: Bałtyk traktujemy jako miły dodatek. My już byliśmy na wakacjach. Jeździmy tam, gdzie słońce i pogoda będą zagwarantowane. W tym roku byliśmy w Turcji.

Bałtyk jest wspaniały, ale musi spełnić kilka warunków – oczekujemy pewnego poziomu. To nie może być miejsce, w którym będziemy się denerwować. Szukaliśmy hotelu z basenem, żeby w razie niepogody starsze dzieci miały co robić. Dzisiaj jest na przykład 12 stopni – weszliśmy do morza tylko po to, żeby sprawdzić jak szybko zdrętwieją nam nogi.

Poza tym to musi być miejsce, gdzie mają dobre jedzenie, bo w czasie wakacji żona nie może myśleć o kuchni. Dbam o to, żeby tak było, bo na co dzień jest inaczej. Zajmowanie się pięcioosobową rodziną nie jest łatwe, tym bardziej, że żona praktycznie cały tydzień jest z nimi sama. Pracuję w korporacji i jestem weekendowym tatą. Żona jest nauczycielką klas 1-3. Byliśmy w jednej klasie w liceum. Jesteśmy 20 lat razem i bardzo sobie to cenimy. To nie jest częste w naszym środowisku.

Nie chcielibyśmy być w czasie wakacji tylko w jednym miejscu, choćby jak najlepszym. Nigdy też nie wracamy do tego samego miejsca, jakkolwiek zachwyceni nim byśmy nie byli. Z tego hotelu jesteśmy zadowoleni i będziemy go polecać innym, ale na pewno tu nie wrócimy. Jest tyle innych wspaniałych miejsc na świecie, że warto poszukiwać.

Lubimy też wypady weekendowe. We wrześniu pojedziemy z dziećmi, w październiku – sami. Zimą wyjeżdżamy do Białki Tatrzańskiej, Karpacza, bo starszyzna śmiga na snowboardzie.

Kiedyś spędzaliśmy wakacje dużo skromniej. Tym bardziej szanujemy te możliwości, które mamy dzisiaj. Pamiętam naszą podróż poślubną – do Koszalina. Pociągiem, z plecakami ze stelażem. Kto dzisiaj pamięta plecaki ze stelażem…Jakiś mały pokoik, wspólna łazienka…Było fajnie, ale dzisiaj już tak byśmy nie chcieli. Doceniamy luksus, który teraz nas otacza, bo dobrze pamiętamy jak było dawniej. Wciąż zastanawiamy się jakie będą nasze dzieci, które od małego spędzają tak luksusowe wakacje. Czy będą potrafiły to docenić? Czy będą rozumieć, że to nie jest standard, że to duży przywilej i że niekoniecznie tak musi być zawsze? Cieszyć się z małych rzeczy?

 

 

Mierzeja Wiślana, ośrodek Yasou

Mierzeja Wiślana

Mierzeja Wiślana, ośrodek Yasou

Lidia i Jerzy z Zuzą(5) i Markiem(11) z Legionowa

Jesteśmy tu w ośrodku Yasou trzeci rok z rzędu. Przyjeżdżamy nad zatokę, bo morze jest tu cieplejsze, nie takie czarne, wredne i niebezpieczne. Niektórzy mówią, że woda brudniejsza, ale naszym zdaniem jest tu bezpieczniej, bo płytko.

Do domu mamy około 300 km, droga jest szybka i dzieci dobrze ją znoszą. Wybieramy zawsze ośrodki, bo musi być infrastruktura dla dzieci. No bo ileż można siedzieć na plaży. My wybieramy miejsce ze względu na dzieci, to nasz podstawowy czynnik. Obiady jadamy w Kątach Rybackich, odkryliśmy tam karczmę, gdzie są bardzo bardzo bardzo duże dania w bardzo preferencyjnych cenach. Stare grube kucharki wiedzą, jak gotować, żeby nakarmić dobrze gości.

Czy można tu odpocząć? Tak, chociaż my nie nastawiamy się na swój luz, tylko żeby dzieci były zadowolone. Dzieci się bawią. My patrzymy, pilnujemy. Specjalnie bierzemy taki domek, żeby móc plac zabaw z tarasu obserwować. Co robimy dla siebie? Lenistwo! Telefon sobie leży, nie odbieramy.

Nie jeździmy zagranicę. To jest dla nas za daleko. Bezpieczniej jest w kraju. Tu jesteśmy u siebie. Mamy dostęp do lekarza, z dziećmi to jest ważne, przecież różne rzeczy się dzieją; jak głowa się rozbije, to wiemy gdzie jechać. Nam się w Polsce podoba. Wiele znajomych jeździ do Chorwacji, do Turcji, ale nas tam nie ciągnie.

Ja jestem urzędniczką administracji państwowej, mąż pracuje na budowach. Do pracy jeździmy do Warszawy, męczące są te dojazdy. Praca jak praca, każda wygląda podobnie.

Krynica Morska, kwatera prywatna

 

krynica morska 5 Ludmiła z Oliwierem, Noelą i Amelią i ze swoją mamą Cecylią

Uwielbiamy wodę. To nasz żywioł. Morze, jeziora, ocean. Czasem jeździmy do rodziny męża do Francji nad morze Śródziemne, czasem do mojej rodziny na Białoruś nad jeziora. Nie mamy jednego miejsca, tu trafiliśmy przypadkiem. Patrzymy na to zdrowotnie. Zawsze wyjeżdżamy z dziećmi, żeby pooddychały świeżym powietrzem. Mąż musi pracować, więc pomaga mi moja mama. Tu jest fajna lokalizacja. Wszędzie blisko – nad morze, do centrum, na plac zabaw.

Pochodzę z Białorusi, ale już 20 lat mieszkam w Polsce. W Polsce plaże są szerokie, ale ludzie strasznie kłócą się o miejsce. Zastawiają parawanami całą plażę tak, że przejść się nie da. Dziwne, wszyscy tu przyjechaliśmy wypocząć, a trzeba prosić się, żeby przejść. Torby nawet stawiają, żeby nikt nie chodził koło ich parawanu. Dzieci mi płaczą, że do wody nie mogą się dostać. Szkoda, przykre to takie…

 

Krynica Morska3

Krynica Morska, kwatera prywatna

Renata i Mariusz ze świętokrzyskiego

Mariusz: Przyjeżdżam tu ze względu na alergię. Lekarz mi zalecił być jak najdłużej nad morzem. A ponieważ jako nauczyciela wf-u nie stać mnie na dwumiesięczne wakacje, łączę przyjemne z pożytecznym. Jestem wychowawcą kolonijnym. Teraz jestem tu już cały miesiąc, bo najpierw miałem dwa turnusy po 9 dni, no a teraz 10 dni z małżonką. Od dwóch, trzech lat usiłuję namówić małżonkę na Chorwację albo Grecję, a ona nie chce; chce tylko nad polskie morze.

Na plażę zawijamy się jak najwcześniej rano, przed 9 i zajmujemy miejsce jak najbliżej wody, żeby nikt nam się nie wbił przed nami ze swoim parawanem, bo inaczej morza nie widać zza czyichś pleców. Opalamy się. Ja już przyjechałem opalony, bo byłem na Rodos. Wie Pani co to jest Rodos? Rodzinne Ogródki Działkowe Ogrodzone Siatką.

Renata: Tu jest wspaniałe powietrze, morze, las. Nie bez kozery to Krynica Zdrój. Baliśmy się sinic, ale one są bliżej Trójmiasta, muszą tam wyrzucać jakieś świństwa do morza. Tu jest czysta woda w miarę. Kiedyś śmieci była kupa zawsze w zatoce, worki, stonka, w porównaniu z tamtymi czasami teraz jest czyściutko. Na plażach kosze na śmieci co parę metrów. Widać zmianę. Inwestycje w każdym miasteczku, promenadki piękne. Ludzie nie koczują na dziko jak dawniej. Od dawna też nie widziałam już pijaków awanturujących się na ulicy. Pić to piją, pewnie, przecież każdy się musi kiedyś wyluzować, ale już tego świata trochę liznęli i jakaś taka kultura picia zaczyna się poprawiać. Tylko wciąż petów pełno na plaży, zanim się człowiek położy, musi oczyścić sobie teren. Im dalej na zachód tym wyższa kultura. Czy to bliskość Niemiec tak wpływa? W Dźwinowie na plaży są nawet kosze z torebeczkami na psie odchody. Ja nie pływam, ale mąż tak, jest nawet ratownikiem, od 20 lat uczy dzieci pływania na basenie. Ja jestem z  zawodu przedszkolanką.

Mariusz: Całe życie nad morze jeździmy. Nasze dzieci korzystały zawsze z kolonii nad morzem. My jesteśmy włóczykijami. Staramy się co roku spędzić wakacje w innym miejscy, lubimy sobie pozwiedzać. Moglibyśmy wydać przewodnik po wybrzeżu. Kiedyś jeździliśmy z przyczepą, ale żonie już znudził się taki koczowniczy tryb życia, więc teraz jeździmy po ośrodkach. Mnie się nie znudził, no ale jeśli chcę z żoną wspólnie spędzać urlop, muszę iść na kompromis. W przyczepie fajnie było. Teraz te kempingi są już luksusowe. Nie to co kiedyś – człowiek był zdany na samego siebie. Teraz i można się podpiąć pod prąd, i sanitariaty luksusowe i muzyka i zabawa – pełen zestaw.

Renata: Jeździmy we dwójkę, chcemy mieć trochę intymności, a znajomych mamy przecież przez pozostałe 11 miesięcy w roku. Chcemy popatrzeć na inne twarze, poznać nowych ludzi. Choć jeśli potrzeba anonimowości, to Krynicy Morskiej nie polecam – tu się co chwila spotyka się kogoś znajomego.

Mariusz: Raz byliśmy na wczasach zorganizowanych i powiedzieliśmy ze więcej nie pojedziemy. Tam trzeba się meldować o konkretnych porach na posiłki. A tak, to jemy gdzie chcemy, człowiek jest bardziej swobodny. Wczoraj byliśmy w Gdańsku i tam poszliśmy na obiad. Można skosztować ryb z różnych smażalni. Bo my w ogóle przyjeżdżamy głównie na ryby. Ja jestem wyznawcą halibuta, żona je dorsze. Świeża flądra też jest dobra. Możemy polecić ośrodek Bałtyk. Nie ma takiej opcji, żeby ktoś głodny wyszedł.

Przyjeżdżamy zawsze w sierpniu. Tym bardziej, że pogoda nigdy nas nie zawiodła.Tylko że drogo. Płacimy 70 zł od osoby, 140 za pokój. W Bułgarii taniej za piękny pensjonat z basenem – wiem, bo znajomy już trzeci rok jeździ. A zamawiać trzeba już w marcu.